Witajcie po przerwie. Wspomniałam, że dotknęło mnie coś strasznego. Powiem tylko tyle, że śmierć kochanej osoby zmienia wszystko... A w moim przypadku pociąga za sobą dodatkowo cały łańcuch trudnych zdarzeń i bolesnych zmian... Trzeba brnąć dalej ciągnąc samemu jeszcze cięższy ładunek...
Nie wiem, czy wracam na stałe do blogowania, nie wiem w jakim zakresie, z jaką częstotliwością będę publikować posty... Zaglądam na Wasze stronki, ale odeszła mnie chęć komentowania, wolę być niewidzialna. Sympatia do lalek pozostała ale znalazłam większy dystans do tego hobby. Z jednej strony czuję jakie to trywialne i mało ważne w obliczu realnych i potężnych zdarzeń, z drugiej strony jednak cenię to hobby jako odskocznię od problemów-nazwijmy to- "egzystencjalnych". A takowych nie doświadczałam dotkliwiej nigdy przedtem...
Wybrałam się dziś na spacer zabierając barbie extra o moldzie Skipper. Zwróciła moją uwagę zielonymi oczętami i długaśnymi karbowanymi włosami o barwie platyny, mieniącej się pod światło niebieskawo. Dziewczyna wskoczyła na ciałko WWE a ze swego oryginalnego stroju zachowała plisowaną spódniczkę i niebieski top. Nazwałam ją YOSHI.