Hejka!
Dzisiaj prezentuje się przystojniak o imieniu SEAN - ken Divergent o numerze BCP70. Męska twarz na moldzie tango okolona anielskimi loczkami z prawdziwych rootowanych włosów (jak ja nie trawię plastikowych "hełmów" u barbiowych facetów!) i z ciemnymi oczami. Któż by zgadł, że to ta sama buzia co u kena bmr zwanego przeze mnie "tennisball head"? A jednak. I śmiem twierdzić, że to najbardziej ponętny typ twarzy w męskim wydaniu od Mattela. Aż szkoda, że tak ich mało dotychczas, ale pociesza fakt, że pokazało się więcej wersji właśnie ostatnio.
SEAN to ken artykułowany, na takim samym ciałku jak Owen z Jurassic Park (mój DARREN). Ma naturalną karnację i wyrazisty malunek, lecz co istotne nieprzesadzony. Bardzo udany projekt również pod względem stroju. Rzadko akceptuję lalkę "jak ją ojciec Mattel stworzył i odział" a tutaj nie miałam najmniejszych oporów. Pełen zachwyt i kropka. Nawet jak na przeciwniczkę tatuaży, te jego akurat mnie nie drażnią. Cud albo coś się ze mną stało?
SEAN pozuje wśród moich młodych sadzonek filodendronów: Tortum, Narrow Escape, Warsewiczii Aurea Flavum, Burle Marx Variegata oraz przy Senecio Purple Flash (Otthona Capensis "Ruby Necklace").
O plecach nie pomyślałam, żeby napstrykać fotek, ale jak już wspomniałam nie należę do entuzjastów tatuaży i czuję się z tym całkiem dobrze, acz w mniejszości. Najgorzej reaguję na wielkie wielokolorowe malunki rozciągające się na całych połaciach skóry. Tudzież dziargi mroczne. Najmniej kłują mnie po oczach napisy. Ogólnie jednak rzecz biorąc to jest dla mnie niezrozumiały obszar z którym się nie utożsamiam a wszechobecny wielopokoleniowy już entuzjazm postrzegam jako dziw niepojęty.
Pozdrawiam,