Szukaj na tym blogu

środa, 11 sierpnia 2021

KENTIANA NA SPACERZE

 Witajcie!

KENTIANA to barbie Brooklyn Big City Big Dreams GXT04 z nowym facemoldem, przypominającym pogodny i przez to bardzo lubiany przeze mnie Carnaval. Ujęła mnie nie tylko serdecznym uśmiechem, wielkimi oczyskami ale i milionem czarnych warkoczyków! Z sukienki, w którą była ubrana odcięłam tylko górę (srebrny top ze wzorem w szachownicę) i dobrałam do tego srebrzyste spodnie z dżetami i ozdobnymi przeszyciami oraz srebrne trapery z brokatem. KENTIANA otrzymała imię... hoi czyli rośliny zwisającej/pnącej, jednego z moich ulubionych gatunków. Nawet ciałko mtm już na nią bezgłowe czekało, kupione "na wyrost" z rozpędu. KENTIANA podobna jest do innej mojej lalki, o imieniu KESHIA (barbie fashionistas 144), której sesję prezentowałam TU. Obie warkoczykowe oraz wyszczerzone :)

 Na spacer poszłyśmy jak zwykle wałem nadwiślanym, ale dołem, nie grzbietem.  Do wału najpierw przechodzi się przez mini lasek, gdzie panna trochę popozowała:

 








 

Potem doszłyśmy do miejsca, w którym stoi wóz i altana. Nie robiłam jeszcze sesji zdjęciowej na ich tle, więc dziś skorzystałam z okazji, że się chmurzyło a spacerowiczów i uprawiających sport było niewielu. Nawet zaczęło padać ale ja przecież miałam dach nad głową! A KENTIANIE wręczyłam bukiecik żółtych kwiatków aby dodać fotkom trochę koloru :)


 










 
A tutaj było ogrodzenie z desek co dało ciekawy kadr z polem żyta w tle - znakomite miejsce by stabilnie ustawić lalkę, która trzymała pion ... kokiem na czubku głowy ;p Tak, tak. Nie że pomyłka. W Warszawie dość blisko mego bloku rośnie sobie żyto. Jest też zagroda z dwoma... wielbłądami. A co. Ktoś powie, phi, Białołęka, jaka to znów Warszawa?! Szczerze-najlepsza część stolicy pod całym mnóstwem względów. A zawsze byłam miłośniczką Mokotowa. I nadal jestem. Ale jakbym miała wybierać, gdzie kupić mieszkanie, to wolałabym jednak Białołękę :) Takie w sumie zadupie a jak świetnie skomunikowane z centrum! I kontakt z naturą bliski. Ale dosyć tych dygresji.





Na koniec o mało co nie wlazłam wprost na lochę z warchlakami... Ale dziki były też "chlebem powszednim" na Czerniakowie, biegały po ulicach, nie tylko przy Jeziorku Czerniakowskim.





 No to pora na ZAKĄTEK a w nim instrument, który stał się ostatnio moim  odkryciem, zakochałam się w jego brzmieniu.

 



Pozdrawiam,

 Selinka.